poniedziałek, 31 grudnia 2012

No i to tylko kolejny rok...

Wszystkiego najlepszego z okazji zbliżającego się od kilku godzin nowego roku, ale czy na pewno będzie on taki fajny?
Poniekąd tak, bo wstawiam wolne opowiadanie, ale może też właśnie dlatego, że je wstawiam, jest niezbyt fajny ten nowy rok.



   Telewizory pełne dźwięku i światła, domy, osiedla, rządy, wszyscy oni złączeniu w tym dniu tylko w jednym celu. Odliczaniu. Dawid sądzi, że te wszystkie cyfry to tylko niepotrzebne gówno i szopka, udająca, że wszystko jest w porządku. W zamyśleniu  Przełączał kanały, wszędzie działo się to samo. Wymodelowani prezenterzy trzymali w ręku szampany. Otarł pot z twarzy czując pod maską karnawałową duszność która odbierała mu zmysły. Wiedział, że niepotrzebnie kupił tą imitacje głowy orła, ale skoro już ją ma, to powinien ją chociaż nosić. Mieszkał w zwykłym bloku, jednym z wielu, miał praktycznie wszystko czego pragnął. Dom, rodzinę, pracę. Było mu dobrze, cieszył się życiem póki był młody, miał już około 39 lat, lecz wciąż wyglądał jakby miał 25 lat. Wrócił myślami do telewizora, popatrując na jego familię siedzącą na sofie razem z nim. Skierował swój wzrok na programy które były teraz nadawane. Wiedział, że w wiadomościach i takich mediach są same kłamstwa, ale i tak oglądał. Prezenterzy telewizyjni, każdy praktycznie w taki sam sposób odliczał, jedynie plener i twarze były inne. 

3....
kolejny kanał przełączony na inny...


2...
Nic się nie zmienia pomyślał Dawid Krotys...


1...

  Nagle wszystko w jego mieszkaniu praktycznie eksplodowało. To nie żart z okazji sylwestra. Jego okna, teraz w ostrych i mniejszych wersjach samych siebie latało w powietrzu. Oczywiście, zauważył Krotys, tak wchodzą do mieszkań przestępców agencje antyterrorystyczne. Według przewidywań zaraz za odłamkami wlecieli komandosi. Tylko, jego jedynym problem było to, że nie był terrorystą. Właściwie to nie jedyny problem jaki ma w tej chwili. Dla ludzi w tych mundurach nie miało znaczenia kim on jest tylko to, że był na liście. Dawid w zaskoczeniu oglądał to wszystko co oni robią i jak przystawiają mu karabin do pleców po czym został  rzucony na podłogę. Jego ręce zostały związane za pomocą tych plastikowych zaciskowych kajdanek jakie na wyposażeniu mają komandosi. Po chwili zobaczył jak cała jego rodzina zostaje razem z nim ustawiona w szeregu po środku salonu. Jego dwoje dzieci i jego żona, skuci tak samo jak on patrzący w przerażeniu na to co zgotował im los. Wtedy wszedł przez drzwi mieszkania, prawdopodobnie szef ich akcji.
Swobodnie paląc papierosa przechadzał się przed całą familią jakby był na spacerze. Nagle się zatrzymał i zbliżył swoją twarz do Anny, żony Dawida. - Mówce mi sierżant Majewski, w związku z nowo wprowadzonymi przepisami zostajecie uznani za winnych, a wyrok zostanie wydany tu i teraz.- Krotys mógł myśleć teraz tylko o jednej rzeczy. -W CZYM NASZA WINA, CO MY NIBY ZROBILIŚMY, KURWA?!- Wrzasnął głosem pełnym przerażenia. Wtedy oczy sierżanta spoczęły na nim. Szybkim krokiem Majewski podszedł do głowy rodziny.-Waszą winą jest to, że żyjecie.Ha!- I zaczął się jego nieopanowany śmiech krążący w uszach, podwajający poczucie paniki. Śmiał, się tak jak tylko potrafił, tak jak robi to ktoś szaleniec. Nagle przestał i ruchem głowy wezwał jednego członka składu.- Przywieźcie jak najszybciej te kopie, a tych tu...- zrobił drwiący uśmieszek w trakcie dramatycznej pauzy- A zresztą, wiecie co z nimi zrobić.- Wtedy zaczęło się piekło dla Dawida i pozostawiło skazę na jego duszy. Jeden z żołnierzy zbliżył się do jego córki. Wymierzył w jej głowę karabin szturmowy i pociągnął za spust. W krótkim przebłysku w wystrzału ujrzał krew i łzy swojej żony, a także swoje własne. Dalej, następną ofiarą był trzynastoletni syn Filip, bliźniak jego córki nazwanej tym samym imieniem co żona. Kolejny błysk i mózg Filipa zrosił białą tapetę którą razem kleili. Kiedy jego łzy zalewały mu oczy,  zaczął tracić też zmysły jego serce ziało pustką, bo Ich już nie ma. Lecz niestety, to nie był  koniec, doszli do jego żony. Mężczyzna z bronią złapał przerażone spojrzenie Dawida i podźwignął Annę na nogi, z rosnącym przerażeniem ujrzał, jak w jej usta  zostaje brutalnie wepchnięty język i jak zostaje zaraz po tym z powrotem na podłogę rzucone i otrzymuje  pełną serie brzuch. Teraz był w nim, już tylko ból i pragnienie ucieczki, gdziekolwiek się dało. Jednak ci nie chcieli go wypuścić, dla niego też mieli  kule. Gdy komandos stanął tuż przed nim i wymierzył ogromną spluwę prosto ta, żeby mógł widzieć mroczne tunel z którego zaraz wyjedzie jego własna śmierć no koniu z ołowiu i stali. Wtedy rzeczy znowu przyspieszyły bieg, on nieruchomy z przerażenia, usłyszał jak na podłogę spada telewizor, lecz jak tylko usłyszał dźwięk który odwrócił uwagę wszystkich w salonie, wybiegł do przedpokoju. Z tamtego miejsca dopadł drzwi i poczuł wolność. Uciekając ze wszystkich sił kluczył uliczkami pomiędzy blokami, aż zobaczył wybite okno  wejściu do piwnicy które akurat nie było zakratowane. Szybko wykorzystał przebłysk szczęścia i wskoczył nie zważając czy sobie coś złamie, czy nie. To już nie miało znaczenia, uciekł, teraz był wolny. Lecz pomimo spokoju jaki ogarnął go ze ścian bezpiecznego schronienia czuł się pusty, jakby jego serce się zatrzymało. Jakby człowiek którym był przestał istnieć, co zrozumiał dopiero później było prawdą w dwójnasób. Teraz jego jedynym zadaniem, było przeżyć, potem opłacze bliskich. Ruszył przed siebie chwiejnym krokiem i choć trzymał się ściany wciąż tracił równowagę. Dotarł do jednych z drzwi w piwnicy, praktycznie nie potrzebnie zamkniętych na kłódkę, ponieważ, tak jak w każdym innym bloku można je było wyjąć z zawiasów i otworzyć. Jego główny cel się spełnił ponieważ, rozpoznał jakie przedmioty leżą, w pomieszczeniu. Pomagał Michałowi, przyjacielowi,  zbierać środki na przeżycie końca świata który miał niedawno nastąpić. Szybko znalazł to czego tu szukał, apteczkę pierwszej pomocy. Szybko odkaził rany i zatamował krwawienie z powodu ran jakich nabył od upadku i od pościgu. Dawid zastanowił się szybko i wziął coś jeszcze co kiedyś dał  Michałowi, a on choć
uznał to za nie potrzebne dał to tutaj. Była to stara szabla, po dziadku. Euzebiusz, tenże dziadek, powiedział, 16 letniemu wnukowi, kiedy dawał mu tą broń, że choćby ją stracił lub komuś dał to ona i tak wróci w końcu do rodziny. Teraz zrozumiał sens tych słów, lecz szybko otrząsnął się ze zdumienia wywołanego przez wspomnienia. Zabrał pochwę pas i broń i wyszedł stawiając drzwi na miejsce. 
Teraz nie miał czasu, on już w ogóle nie miał czasu
.Jego dusza był przeżarta tylko jednym cholernym pragnieniem.
 zemsty.










Stworzyłem to opowiadanie praktycznie na kilka sekund zanim zacząłem czytać, mam nadzieje, że się podoba. Nie skopcie mi tylko tyłka, jeśli nie. Proszę was! >:3 
Nie no wiem, że tacy nie jesteście, może trochę tylko nie ogarnięci czasami i mnie krytykujecie co sobie nawet cenie. 

               Do zobaczenia w nowym roku i życzę powodzenia w przetrwaniu kilku chwil grozy,
                                                                          życzę ja, 
                                                                                   Seatherten                


piątek, 7 grudnia 2012

Strona dziennika nr#1

...Często słyszymy jak ludzie mówią takie słowa: "Ścieżka życia". Teraz podczas zimy zauważyłem pewną właściwość ludzkiej osobowości oraz analogie do niej.
Otóż, kiedy szedłem po śniegu, widziałem kilka ścieżek pełnych ludzkich a nawet zwierzęcych śladów.
Natomiast, tam gdzie nie było żadnych śladów, nikt nie chciał chodzić potem w tym psy.
Kiedy szedłem na skos, najkrótszą drogą miałem straszną ochotę na przejście, choćby dookoła, po śladach innych. Zrozumiałem wtedy, że ludzie zawszę będą mieć chęć dotrzeć do swojego celu ścieżką, nawet taką do którego nie prowadzi. Tylko dlatego, że tak jest łatwiej. 
Wtedy pomyślałem o śladach moich wielkich butów. Były jak wydeptana ścieżka dla innych. Wydedukowałem z tego, że takie ścieżki tworzyli królowie, rewolucjoniści i inni wielcy ludzie.
Myślę, że też taką chciałbym stworzyć. 
Nieprowadzącą innych do mojego celu, 
  ale aby omijali łatwiejsze drogi i torowali swoje dla siebie...





Pomyślałem, że wszystkie moje przemyślenia będę wam przedstawiał jako wyrwane kartki dziennika.
Więc stworzyłem z tego serię pełną krótkich deliberacji na różne tematy które uznaję za warte rozważenia.

wtorek, 4 grudnia 2012

Wiersz

Czy to kolejna maska którą zakładam?
Czeka mnie płacz i zgrzytanie zębów?
Będę się śmiał i kawały opowiadał?
Ile jeszcze tych przebrań posiadam?
Czym jestem wśród tej tektury i zwidów?
Czy to tylko cień na ścianie się skradał.

Może jestem niczym i pustkę przynoszę.
Może jestem potworem i zniszczenie niosę.
Albo żebrakiem i o uczucie proszę.
Albo złodziejem, cenne rzeczy wynoszę.

Chciałbym być smokiem,
wolnym od ludzi, z jedyną miłością
z piękną smoczycą,
 przepełniony radością

piątek, 16 listopada 2012

Byłem i jestem głupi...

 Dlaczego? Chciałem zrobić blog na które będę wstawiał opowiadania, ale ja tak nie mogę na razie.
Chciałem, żeby pełno tu było opowiadań, ale nie potrafię na razie sprostać choć jednemu. Czuję, że muszę jeszcze trochę czasu pożyć, a nie jak tylko dorosłem próbować swoich sił. Czuję się jak tonący wykonujący gwałtowne ruchy, które nie mają żadnego sensu. Także trochę jak zwykły dzieciak i nic więcej.
Uznałem, że na razie porzucę projekt który rozpocząłem, a zacznę wrzucać od czasu do czasu jakieś moje przemyślenia nie związane z opowiadaniami. Mógłbym wam powiedzieć wiele na swoje usprawiedliwieni, np.: Za dużo nauki, sprawy osobiste itd... Tak naprawdę to sądzę, że to moje lenistwo. Na razie muszę powalczyć z tym  owym, a potem jak już będę dość odpowiedzialny to wrzucę pełne opowiadanie. Sądzę, że także zbytnio przymusiłem się do tworzenia na wymuszenie stylu. Jeśli kiedyś wrzucę tu jakieś opowiadanie to będzie ono po proste, żeby móc zrobić coś bardziej skomplikowanego.

Do zobaczenia (czyli do czasu kiedy wrócę  w to miejsce znowu, powiadomię kogoś)
Seatherten

czwartek, 1 listopada 2012

Moja wspaniała kawa...

Codziennie pijesz ten zbitek związków chemicznych, który nazywasz kawą.
Ma ona różne rodzaje, sposoby przygotowania i tym podobnych. Możesz ją pić każdego dnia, nocą, raz na jakiś czas i w uroczystości świąteczne. Ale prawie nigdy nie zastanawiasz się jak ona wpływała na ludzkie uczucia, jak zmieniała historię, jak powstawała oraz skąd pochodzi.
Nie powiem wam tego wszystkiego bo sam się nigdy nie interesowałem, ale mogę wam kilka rzeczy zdecydowanie wyjawić.
Ja piję ten napój kiedy tylko mnie najdzie ochota. Szukam jej gdy mi smutno, lub chcę się pozbyć złych emocji. Z każdym łykiem tego "czarnego złota" mam ochotę na więcej i zwykle wypijam je bardzo szybko.
Pomaga mi się obudzić, zasnąć i cieszyć się dniem.Piję by bo jest mi zimno lub dla samej przyjemności, która działa na mnie jak narkotykowy high. Dzielę się tym z wami bo chciałbym byście choć raz spojrzeli na to z mojej strony. Nie proszę o dużo, ale mam nadzieję, że wy też macie przeżycia które dobrze się kojarzą.
Do zobaczenia
       Seatherten

wtorek, 2 października 2012

ID: Biały Kruk [częśc I]


ID: Biały Kruk








Gdzieś w cholerę daleko, na jakimś odległym wypizdowie, była wieś, a w niej chłopiec który stracił rodzinę, codziennie rano chodził na żebry, żeby nie głodować, choć i tak już to robił. Pewnego dnia jego los postanowił zmienić się i kilka dni później gdy był na żebrach podszedł do niego wysoki łysy facet koło 20 i spytał czy chciałby coś dostać. A on jako że dziecko naiwne powiedział, że tak i dostał nóż pod żebra. Leżał z tym wbitym nożem jakieś piętnaście minut i się wykrwawił.
A czemu karetka nie przyjechała, dlaczego nikt mu nie pomógł po drodze? A może zadam pytanie inaczej, dlaczego ja gadam o jakimś dzieciaku z drugiego końca polski choć główny bohater mieszka w jednej dużej aglomeracji, ponieważ chciałem wam pokazać jak się mało przejąłem tym że on zmarł. Mówili o nim w telewizji, a ja jak każdy normalny człowiek który z telewizji otrzymał jedynie obojętność i apatie na tego typu rzeczy, kierowałem się instynktem i poszedłem w tym czasie na komputer.
Czekając aż się włączy, zaparzyłem sobie kawę i zjadłem ciasteczko. Kiedy komputer w końcu mi się włączył(co nie było powodem że jest kiepski, po prostu mam dużo gier i wolno chodzi), kliknąłem sobie w grę terenową zwaną "Mits are alive". Jest to gra mmo rpg, gatunku urban fantasy. Moją postać nazwałem Biały kruk. Jest on dokładnie taki jak ja, jakieś 174 cm wzrostu, włosy na sztorc, udało mi się nawet skopiować moją czarną kurtkę, białą koszulkę, białe włosy zaczesane w kolce oraz granatowe dżinsy + plus glano-podobne buty.
Otwierające się menu wyboru postaci przywitało mnie wielkim pokojem obitym białym futrem i zwisającą żarówką oraz kilkoma ważnymi rzeczami dzięki którym mogłem odpoczywać lub przeczekać swoją postacią noc. Zbliżyłem się do drzwi i otwarłem je kopniakiem (lubię stylowe wejścia i wyjścia) i wyszedłem uzbroiwszy się najpierw w mój długi sztylet i pistolet z gry "Devil may cry"(wydałem na niego mnóstwo kasy, bo miał nieskończoną ilość naboi i był naprawdę potężny, a według zasady co lepsze to i droższe). To wszystko razem wzięte
robiło całkiem fajne wrażenie, jak bym miał coś takiego w rl to bym mógł sobie dać spokój stania w kolejce, (to oraz białe włosy bo tak naprawdę to nie mam ich białych, niestety). Tak wyposażony mogłem spokojnie iść przez tę łagodną krainę swobodnym krokiem miażdżąc chordy orków ubranych w dresy, oraz emo-wampirów. Jasne że byli inni gracze, miałem mikrofon żeby się z nimi komunikować, a to całkiem fajna zabawa kiedy się walczy zrobić bojowy okrzyk lub coś w tym stylu.
Na ten przykład kiedy jestem sam, to kiedy gram to krzyczę w trakcie walki można zobaczyć coś takiego:
Podnoszę rękę z pistoletem i krzyczę -Zdychaj skurwielu.
albo
-Bum Hedszot!(inglisz iz not foir meh)
Dzisiejsza gra nie różniła się za bardzo od poprzednich, oprócz jednego momentu. Wchodziłem właśnie do pokoju na który było wezwanie drużynowe, mieliśmy się stawić, na ogłoszenie czegoś tam.
Weszła wtedy ładna pół elfka z kategorii tych cycatych, głupich i powiedziała:
-Jutrzejszego dnia, jak wiecie odbędziemy swoje pierwsze spotkanie grupy w realu, proszę się upodobnić do swoich postaci, oczywiście powinniście wziąć swoją broń i to prawdziwą a nie z tektury bo to "lamerskie" (tak właśnie powiedziała).
Pomyślałem, że to nic takiego, ja mam własną broń zrobioną, bo naprawdę chciałem mieć coś takiego jak moja postać, pistolet wraz ze sztyletem nie były zdolne do walki, bo moje ostrze było specjalnie stępione, a do pistoletu nie było nabojów.
I w ten sposób zakończyłem swoją dzisiejszą grę i poszedłem kupić do sklepu białą farbę do włosów (na reszcie zdecydowałem się przefarbować na stałe), wziąłem ostatnią puszkę i zapłaciłem w kasie. W domu oczywiście sporo się nakombinowałem co mam zrobić, ale ostatecznie poszedłem do zaprzyjaźnionej fryzjerki.
I tak oto następnego dnia po solidnym obiedzie stanąłem przed drzwiami do wyjścia i byłem gotowy.
Teraz zostało tylko jedno, kopniak w drzwi. Niestety zapomniałem całkowicie, że moje drzwi otwierają się w drugą stronę, straciłem równowagę i wylądowałem na dywanie. Postanowiłem, że będę w ten sposób otwierał drzwi od klatki(one otwierały się w dobrą). I wyszedłem w końcu przed blok po zamknięciu drzwi na klucz(niestety o mało zapomniałem, że w rl potrzebne są klucze). A wtedy co się stało?
Zaczął padać deszcz, który powoli przerodził się w burzę (na nieszczęście dla mnie nie wiedziałem skąd się wzięła i co zapowiada)...

Jestę poetą

wiem tamten wiersz to było małe gówno które w ogóle mi nie wyszło, a wrzuciłem go z braku laku.
Teraz trochę lepszych które chociaż trzymają się norm ;)

Puste ich głowy koszmary nękają.
Chętni do bicia, pierwsi uciekają.
Zniszczyć cię bardzo chcą,
ale rady dać nie dają.
Bo oni się ciebie boją,
twego szczęścia się lękają.





Co się dzieje gdy wojownik zadmie w róg?
Nie mnie oceniać!
Czy w niebie mieszka Bóg?
Nie mnie komentować!
Czy kosmos wielki jest?
A co to za pytanie?!
Chwilę poczekaj...
...
Chyba zgubiłem własne zdanie