wtorek, 2 października 2012

ID: Biały Kruk [częśc I]


ID: Biały Kruk








Gdzieś w cholerę daleko, na jakimś odległym wypizdowie, była wieś, a w niej chłopiec który stracił rodzinę, codziennie rano chodził na żebry, żeby nie głodować, choć i tak już to robił. Pewnego dnia jego los postanowił zmienić się i kilka dni później gdy był na żebrach podszedł do niego wysoki łysy facet koło 20 i spytał czy chciałby coś dostać. A on jako że dziecko naiwne powiedział, że tak i dostał nóż pod żebra. Leżał z tym wbitym nożem jakieś piętnaście minut i się wykrwawił.
A czemu karetka nie przyjechała, dlaczego nikt mu nie pomógł po drodze? A może zadam pytanie inaczej, dlaczego ja gadam o jakimś dzieciaku z drugiego końca polski choć główny bohater mieszka w jednej dużej aglomeracji, ponieważ chciałem wam pokazać jak się mało przejąłem tym że on zmarł. Mówili o nim w telewizji, a ja jak każdy normalny człowiek który z telewizji otrzymał jedynie obojętność i apatie na tego typu rzeczy, kierowałem się instynktem i poszedłem w tym czasie na komputer.
Czekając aż się włączy, zaparzyłem sobie kawę i zjadłem ciasteczko. Kiedy komputer w końcu mi się włączył(co nie było powodem że jest kiepski, po prostu mam dużo gier i wolno chodzi), kliknąłem sobie w grę terenową zwaną "Mits are alive". Jest to gra mmo rpg, gatunku urban fantasy. Moją postać nazwałem Biały kruk. Jest on dokładnie taki jak ja, jakieś 174 cm wzrostu, włosy na sztorc, udało mi się nawet skopiować moją czarną kurtkę, białą koszulkę, białe włosy zaczesane w kolce oraz granatowe dżinsy + plus glano-podobne buty.
Otwierające się menu wyboru postaci przywitało mnie wielkim pokojem obitym białym futrem i zwisającą żarówką oraz kilkoma ważnymi rzeczami dzięki którym mogłem odpoczywać lub przeczekać swoją postacią noc. Zbliżyłem się do drzwi i otwarłem je kopniakiem (lubię stylowe wejścia i wyjścia) i wyszedłem uzbroiwszy się najpierw w mój długi sztylet i pistolet z gry "Devil may cry"(wydałem na niego mnóstwo kasy, bo miał nieskończoną ilość naboi i był naprawdę potężny, a według zasady co lepsze to i droższe). To wszystko razem wzięte
robiło całkiem fajne wrażenie, jak bym miał coś takiego w rl to bym mógł sobie dać spokój stania w kolejce, (to oraz białe włosy bo tak naprawdę to nie mam ich białych, niestety). Tak wyposażony mogłem spokojnie iść przez tę łagodną krainę swobodnym krokiem miażdżąc chordy orków ubranych w dresy, oraz emo-wampirów. Jasne że byli inni gracze, miałem mikrofon żeby się z nimi komunikować, a to całkiem fajna zabawa kiedy się walczy zrobić bojowy okrzyk lub coś w tym stylu.
Na ten przykład kiedy jestem sam, to kiedy gram to krzyczę w trakcie walki można zobaczyć coś takiego:
Podnoszę rękę z pistoletem i krzyczę -Zdychaj skurwielu.
albo
-Bum Hedszot!(inglisz iz not foir meh)
Dzisiejsza gra nie różniła się za bardzo od poprzednich, oprócz jednego momentu. Wchodziłem właśnie do pokoju na który było wezwanie drużynowe, mieliśmy się stawić, na ogłoszenie czegoś tam.
Weszła wtedy ładna pół elfka z kategorii tych cycatych, głupich i powiedziała:
-Jutrzejszego dnia, jak wiecie odbędziemy swoje pierwsze spotkanie grupy w realu, proszę się upodobnić do swoich postaci, oczywiście powinniście wziąć swoją broń i to prawdziwą a nie z tektury bo to "lamerskie" (tak właśnie powiedziała).
Pomyślałem, że to nic takiego, ja mam własną broń zrobioną, bo naprawdę chciałem mieć coś takiego jak moja postać, pistolet wraz ze sztyletem nie były zdolne do walki, bo moje ostrze było specjalnie stępione, a do pistoletu nie było nabojów.
I w ten sposób zakończyłem swoją dzisiejszą grę i poszedłem kupić do sklepu białą farbę do włosów (na reszcie zdecydowałem się przefarbować na stałe), wziąłem ostatnią puszkę i zapłaciłem w kasie. W domu oczywiście sporo się nakombinowałem co mam zrobić, ale ostatecznie poszedłem do zaprzyjaźnionej fryzjerki.
I tak oto następnego dnia po solidnym obiedzie stanąłem przed drzwiami do wyjścia i byłem gotowy.
Teraz zostało tylko jedno, kopniak w drzwi. Niestety zapomniałem całkowicie, że moje drzwi otwierają się w drugą stronę, straciłem równowagę i wylądowałem na dywanie. Postanowiłem, że będę w ten sposób otwierał drzwi od klatki(one otwierały się w dobrą). I wyszedłem w końcu przed blok po zamknięciu drzwi na klucz(niestety o mało zapomniałem, że w rl potrzebne są klucze). A wtedy co się stało?
Zaczął padać deszcz, który powoli przerodził się w burzę (na nieszczęście dla mnie nie wiedziałem skąd się wzięła i co zapowiada)...

Jestę poetą

wiem tamten wiersz to było małe gówno które w ogóle mi nie wyszło, a wrzuciłem go z braku laku.
Teraz trochę lepszych które chociaż trzymają się norm ;)

Puste ich głowy koszmary nękają.
Chętni do bicia, pierwsi uciekają.
Zniszczyć cię bardzo chcą,
ale rady dać nie dają.
Bo oni się ciebie boją,
twego szczęścia się lękają.





Co się dzieje gdy wojownik zadmie w róg?
Nie mnie oceniać!
Czy w niebie mieszka Bóg?
Nie mnie komentować!
Czy kosmos wielki jest?
A co to za pytanie?!
Chwilę poczekaj...
...
Chyba zgubiłem własne zdanie